Wybieramy się na najdalej wysunięty na zachód przylądek Europy. Leży on 6km od miejscowości Sagres, która slynie z podukcji piwa i spotu dla surfurów. Do samego przylądka docieramy oczywiście pks-em. Klopot w tym, że pks ma na przylądku 15 minutowy postój i jeździ tam tylko raz dziennie, kolo poludnia. Oczywiście 15 minut to bylo dla nas za malo i nie wyrobilismy na czas :( Żadna wycieczka nie chciala nas zabrać, nawet do najbliższego Sagres..ruszamy więc na piechotę, próbuję zlapać stopa i w końcu zabiera nas 4 osobowa belgijska rodzina, podwożą nas do Sagres, a ponieważ sami się pogubili, przypadkiem znajdujemy przepiękną plażyczkę i tam rozstajemy się z Belgami :)
Sam przylądek jest przepiękny, czulam się jak na koncu świata, żadnych barierek, żadnej turystycznej infrastruktury, tylko ostrzeżenie, że rok wcześniej, mlody Niemiec zginąl śmiercią tragiczną podchodząc zbyt blisko urwiska :(